Czy bierzecie ślub w kościele, czy ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego, czy też ślub w plenerze… nie odkładajcie bez potrzeby na później chwili składania życzeń. Dlaczego?

Bo emocje najlepiej smakują na świeżo. Tuż po wyjściu z kościoła, czy też  po ślubie przed urzędnikiem te emocje wciąż są w Was i Waszych gościach znacznie silniejsze niż po tym, jak gość weselny dotrze już do auta, dojedzie do sali, poczeka na Wasze powitanie, wejdzie do sali, znajdzie swoje miejsce, usiądzie a potem stanie w kolejce ludzi chcących złożyć życzenia i w końcu dotrze do Was.

Wszystko to zabija spontaniczność, ale przede wszystkim czyni życzenia czymś, co trwa znacznie dłużej. Kogokolwiek mającego jakieś doświadczenie w branży ślubnej spytacie – powie Wam, że to prawda (no może poza właścicielami sal weselnych, którzy dzięki życzeniom w sali mają lepszą kontrolę nad chwilą wydawania obiadu).

Ponadto powie Wam, że pod kościołem czy USC goście są zwykle jakoś bardziej dynamiczni niż wówczas, gdy już dotrą do sali, w której odbywa się przyjęcie. Nie ma tego rozprężenia i poczucia, że już jesteśmy na miejscu i zostaniemy tutaj tyle czasu, że czasu już liczyć nie warto.

Życzenia w sali to także nieco inne zaczęcie przyjęcia weselnego. Między zwyczajowe powitanie nowożeńców, obiad i pierwszy taniec wkładamy element wielkiej (lub mniejszej) kolejki do pary młodej.

Życzenia tuż po ślubie to spontan i więcej emocji, ale także możliwość wsparcia efektów pracy zatrudnionych przez Was ludzi od fotografii i filmu. Dajecie im zwykle nie tylko lepsze światło, ale i żywsze, pełne energii reakcje swoje i gości, pozbawione (czasem nawet kilkudziesięciominutowego) studzącego wszystko bufora czasowego, jakim bywa dojazd na miejsce przyjęcia.

Przemyślcie to i jeśli nie bierzecie ślubu w nocy, podczas deszczu czy mrozu, pod ostrzałem pretensji kościelnego, albo w korku na autostradzie – dajcie się od razu wyprzytulać, wyściskać, obdarować i wycałować. Dajcie upust wszystkim dobrym emocjom swoich najbliższych.

Więcej porad ślubnych znajdziecie TUTAJ.