Etyka w fotografii komercyjnej, czyli jak nie łamać sobie kręgosłupa

02 marca, 2025
0 Comments

Od lat mam na swojej stronie internetowej podstronę nazwaną BHP.

Jej treść brzmi:

W trosce o samopoczucie moich klientów sugeruję, aby nie zatrudniali mnie ludzie, którzy nie szanują innych ludzi z powodu ich poglądów, religii, koloru skóry, pochodzenia czy też preferencji seksualnych albo kulinarnych. Z góry dziękuję również za propozycje pracy od osób związanych z radykalną prawicą oraz „coachingiem”, piramidami finansowymi i tego typu mentalnym drenowaniem ludzi.

Jeśli pyta o moje usługi ktoś z wyżej wymienionych grup, wysyłam mu link do strony BHP, albo odmawiam swoich usług. To taka moja klauzula sumienia. Choć myślę, że należałoby ją nieco rozbudować.

I tak, potrafię odmówić robienia zdjęć, jeśli uważam, że mogę nimi wesprzeć coś złego. Na przykład w czasie epidemii odmówiłem klientowi, który wcześniej zlecał mi coś innego, dokumentowania eventu Sławomira Mentzena we Wrocławiu. Moja logika była prosta: sfotografowałbym to raczej dobrze, na moich zdjęciach impreza wyglądałaby na ciekawą, pomógłbym za kasę Memcenowi istnieć bardziej. Proste? Proste.

Z radością wielką zakończyłem współpracę z firmą pomagającą swoimi produktami hodowcom bydła i świń, i z inną firmą, urządzającą spędy foliarzy. Nie przyjąłem dwóch zleceń od kołczów mentalnych i nie zrobiłem sesji wyborczej politykowi z PiS. 

I dobrze mi z takim mniej połamanym kręgosłupem.

Ja rozumiem, że kasa i że nie zawsze mamy świadomość, do czego przykładamy rękę i oko. Ale dziś praca dla takich marek, jak IKEA czy DECATHLON jest wspieraniem ich działalności i w roku 2025 nie można udawać, że się nie wie choćby tego.

Na ile akt jest aktem, a na ile sprowadzaniem kobiety do przedmiotu?
Na ile zdjęcia psów z hodowli są wspieraniem procederu kształtowania zwierząt dla naszej zachcianki?
Na ile praca dla ludzi oszukujących innych ludzi jest udziałem w oszustwie?

No i po cholerę to rozkminiać, skoro zarobimy na weekend w Barcelonie, nowy rower, ratę leasingu za sprzęt i nowe szelki fotograficzne, które są prawie tak cool, jak śmierć zabitego dla nich zwierzęcia?

Wiszą te szelki na zdjęciu w sklepie internetowym, wiszą na desce, jak półtusze. Nazywają się Dziki Buntownik Pro. Zwierzęta, które dla nich zabito nie żyły sobie dziko, nie miały szans na bunt, ani długie życie. Bo pan fotograf miał zachciankę „mieć”.

 

 

 

Napisz komentarz

×