
Canon RF 75-300 mm F4-5.6 – tanio i przyzwoicie – TEST
Nie lubię się z zoomami 70-200, choć to bardzo praktyczne sprzęty. Używałem wielu, w różnych wariantach różnych producentów i zwykle mi te klocki ciążyły. Na co dzień, zamiast zooma 70-200 używam… Canona 135 L F2.0 FE. Jeśli potrzebuje „bliżej” (węższego pola widzenia), to włączam cropa w aparacie i mam 216 mm. Wystarcza, choć tempo takiego zomowania jest kiepskie, ale plik i tak nadaje się nawet do dużych wydruków.
Canon RF 75-300 mm to sprzęt nie dla mnie do mojej prywatnej firmy fotograficznej, ale dla redakcji lokalnego portalu, dla której często fotografuję. Mamy w niej Canony RP, dokumentuje się w niej dużo lokalnych wydarzeń i do pracy jest potrzebne dłuższe szkło. Zwłaszcza w sezonie eventowym. Canony RF 70-200 w wersjach F2,8 i F4 to zacne obiektywy, ale ich ceny niestety odstraszają. Gdy tylko zapowiedziano obecność tego szkła w sprzedaży, zaproponowałem kupno 75-300. I przyszedł, więc następnego dnia od razu postanowiłem go przetestować na paru wydarzeniach.
Prywatnie nie jestem fanem amatorskich spacerzoomów 75-300, choć Canon parę razu zaskoczył mnie możliwościami swoich najtańszych szkieł RF. Dwa lata dobrze bawiłem się zaskakująco sensownym obiektywem 100-400 (test TUTAJ), a od zeszłego roku z przyczyn wagowo – lotniczych, zabieram na wyjazdy RF 28 mm F2,8, który regularnie bywa w mojej codziennej podręcznej torbie foto. Nie zastąpi Sigmy Art 20 mm F1.4, która jest moim głównym szerokokątnym szkłem, ale czasem pozwala złapać coś szerzej w przyzwoity jakościowo sposób.
1309 zł brutto to… śmieszna cena za możliwości, jakie daje to szkło, ale wyjęcie go z pudełka cenę tłumaczy. Obiektyw wydaje się być wykonany zdecydowanie mniej solidnie, niż tańsze nieeLkowe RF-y. W dodatku plastik, z którego jest wykonany wydaje się mieć tendencje do łatwego brudzenia. Wysuwana część tubusa nie budzi zaufania, we mnie dodatkowo zawsze budzi obawy przed tym co, skracając i wydłużając obiektyw, zasysamy do wnętrza urządzenia i aparatu.
No ale kompromisy są czymś, co nie zadowala zwykle żadnej ze stron.
Słychać mocno silnik AF, słychać jak on się czasem męczy i to, że on nie lubi szybko. Ale nie jest najgorzej. Na R6 daje radę i, co najważniejsze, jest precyzyjny.
Ten obiektyw to drobinka, która waży zaledwie pół kilograma i 7 gramów, a długość (po złożeniu) to niecałe 15 centymetrów. Człowiek przyzwyczajony do cięższych szkieł, fotografując, czuje się z tym jakby pożyczył od kogoś jakaś zabawkę i musiał włączyć wobec niej nieufność. Brakuje wagi dającej stabilność w łapach.
Dla utrzymania konwencji postanowiłem tego dnia używać tylko tanich szkieł i nabawiłem się błogosławionego syndromu lekkiej torby:

Warto dodać, że odległość ogniskowania tego szkła wynosi 1,5 m (nieźle), a wewnątrz jest siedmiolistkowa przysłona, która według producenta ma zapewniać „piękne rozmycie tła”. Czy zapewnia? Nie jest źle, jak zawsze, zależy od fotografa, tła i odległości od niego (bokeh można docenić także na zdjęciu tytułowym tego tekstu):

Nie jest źle, prawda?
Powiększenie:

Nie ma wstydu.
Są za to zachowania optyki, o których trzeba sobie przypomnieć, jeśli od lat pracuje się na lepszych szkłach. RF 75-300 oczywiście przymyka przysłonę przy złomowaniu. Z maksymalnie otwartej przysłony F 4, już zanim dojdziemy do 100 mm zrobi się 4,5 a przy 135 mm – F 5. Około 260 mm mamy już F 5,6. No i oczywiście, kiedy skracamy ogniskową, przysłona sama się nie otwiera, przynajmniej w trybie M.
Doostrzanie nie jest możliwe, gdy pracujemy w trybie AF, wymaga ono przełączenia obiektywu na MF. Pierścień ostrzenia zupełnie nie budzi zaufania, chodzi zbyt lekko i wydaje się nieprecyzyjny, ale swoją funkcję spełnia. Z drugiej strony szkło ostrzy na tyle dokładnie, że nie będzie ten pierścień zbyt często potrzebny.
Obiektyw zabrałem na całodzienne dokumentowanie lokalnych wydarzeń, których akurat był wysyp, stąd różnorodność materiału. Mam poczucie, że nie zrobiłem żadnych znakomitych zdjęć (to wina moja, nie obiektywu), ale też że potraktowałem to szkiełko jako roboczego konia ornego i ani razu nie doprowadziło mnie ono do irytacji oraz nie spowodowało, że straciłem przez nie jakieś ujęcia, które chciałem mieć.

I zbliżenie:

Znowu jest nieźle!
Ważne, bardzo dobrze jest z dystorsją, obiektyw trzyma pod tym względem poziom w całym zakresie, nie powiela błędów niektórych znacznie droższych szkieł Canona i nie wymaga praktycznie korekty. Poniższe zdjęcie okien nieogotyckiego budynku nie jest w tym względzie zbyt wiarygodne, ale siłą rzeczy robione jest z dołu, stąd zbieganie się linii.
Poniżej pakiet zdjęć z tego dnia i z tego szkła, a na końcu podsumowanie:
Canon 75-300 RF radzi sobie w pracy naprawdę nieźle, wbrew obawom nie utrudnia tej pracy zupełnie. Daje radę nawet w dynamicznych sytuacjach scenicznych, czy tanecznych (fakt, że wszystko co fotografowałem, działo się w dzień). Jest naprawdę niezłym pomysłem, jeśli chcemy mieć obiektyw nowy, nie chcemy adaptera EF-RF i wydłużania nim całego zestawu. Jego cena jest konkurencyjna nawet dla zdecydowanie lepszego Canona EF 70-200 F4 L, który za takie pieniądze można kupić, o ile jest używany. Bez wątpienia jednak wspomniana eLka będzie sprzętem trwalszym, solidniejszym i z nieco lepszym obrazkiem. Ale 300 mm zamiast 200 robi różnicę.
Istotna informacja: w zestawie nie ma osłony przeciwsłonecznej, warto dokupić, nawet lekko wpadając w szkło słońce robi obrazkowi tak:

Powiększenia też dużo mówią o tym obiektywie, prawda?:

Jednym słowem: polecam… o ile ma się pełną świadomość ograniczeń tego sprzętu.
Wszystkie zdjęcia z Canona R6, leciutko podciągane w ostrości, kolorze i kontraście w LR. Zdjęcia obiektywów – iPhone.
Więcej testów sprzętu fotograficznego znajdziesz TUTAJ.

Napisz komentarz