
Tadeusz Rolke
Odszedł wielki fotograf, humanista, dokumentalista, nauczyciel, człowiek kultury i uważności – oczywistość. Miałem szczęście spotkać go dwukrotnie, kilka razy z nim porozmawiać. Pozornie fakt, że spotkałem go na zlocie fotografów ślubnych, wydaje się absurdalny. Ale w 2018 roku zlot taki w Radoczy zorganizowali ludzie, którym zależało na edukowaniu tej branży.
Najpierw było spotkanie, podczas którego miałem przyjemność zobaczyć mnóstwo zdjęć Tadeusza Rolke z jego komentarzem. Po spotkaniu nie trafiłem do kolejki po selfie i autografy, ale następnego dnia rankiem spotkaliśmy się przy śniadaniu. Wypita z nim kawa była jedną z moich najprzyjemniejszych. Opowiedział mi o tym, jak przed laty fotografował w Bolesławcu, pytał mnie o moją pracę fotografa, rozmawialiśmy chwilę o pracy z modelkami. Spytał mnie, co robię, po czym poświęcił trochę uwagi dwóm moim sesjom. Kiedy oglądał TĘ sesję z Agą Kryspin (też fotografką), komentował m.in niełatwe światło, użycie tilt shifta i moje kadry. I podsumował:
- Ta modelka miała szczęście, że trafiła na pana.
Jak się nie ucieszyć z takiej opinii takiego fotografa? Jak się nie radować z tego, że ktoś taki na koniec rozmowy poprosił o moją wizytówkę? Przepraszam, On powiedział „bilet wizytowy”.
Następnego dnia pan Tadeusz Rolke zadzwonił do mnie, gdyż na wizytówce nie znalazł mojego adresu pocztowego, a chciał mi coś wysłać. Nie powiedział, co.
Wróciliśmy do naszej rozmowy przy kawie i do moich zdjęć. Usłyszałem kolejną radująca mnie opinię:
- Robi pan bardzo porządną fotografię.
Po paru dniach dostałem dużą kopertę, a w niej wykonaną przez pana Tadeusza fotografię z Bolesławca z 1967 roku. Zmarznięta szkolna młodzież, wygoniona przez dyrektora szkoły na Rynek, bo przyjechał fotoreporter z Warszawy. Młódź chodziła w kółko w ramach rozgrzewki podczas surowej zimy, którą fotoreporter miał dokumentować. Absurd z życia reportera w PRL:


W 2019 roku wybrałem się na Jego wystawę w Domu Spotkań z Historią i to była moc wrażeń przy oglądaniu jego warszawskich fotografii.
W rok później, gdy COVID-19 uczynił państwo szczodrym a ja dostałem dotację MInistra Kultury na swój Fotogeniczny Podcast, zdobyłem się na odwagę i zadzwoniłem do pana Tadeusza z prośbą o wywiad. Nie online, jak to było wówczas w zwyczaju, w realu.
Pamiętał nasze spotkanie i przystał na wywiad. Radość i stres, reaserch, czytanie, przygotowywanie się i… w lipcu tegoż roku spotkaliśmy się w kinie Iluzjon w Warszawie i nagraliśmy tę rozmowę:
I wciąż wydaje mi się ona warta uwagi i przesłuchania.
I to by było na tyle. Jak to często bywa sytuacjach, gdy ktoś odchodzi, przychodzą do głowy niewykorzystane okazje do kolejnych spotkań i pytania, których się nie zadało.
Jeszcze niedawno, jadąc do Warszawy, miałem zawieźć do pana Tadeusza jego kolegę – fotografa. Nie pojechał jednak, a ja już wielkiego fotografa więcej nie spotkałem i nie spotkam.
Pewnie wrócę do książki o nim, albumów i wiecznie jego drążącej mnie refleksji o fotografiach niezrobionych.
I codziennie, jak przez minione 7 lat, popatrzę na to zdjęcia z 1967 roku.

Napisz komentarz