fbpx

Pozwolenie na fotografowanie w kościele

29 grudnia, 2019
0 Comments

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie lektura kolejnej durnej dyskusji na facebookowym forum fotografów ślubnych:

  • A co to i po cholerę?
  • A co będziesz kościołowi haracz płacił?

Organizowane przez kurie w całym kraju kursy nie są po to, aby kościół zarobił na fotografach a zezwolenia na fotografowanie w świątyniach nie są po to, aby ograniczać fotografom możliwość zarobku. To po prostu forma ucywilizowania zachowania fotografów/operatorów w kościołach.

Podważać sens takich kursów mogą jedynie ludzie, którzy w życiu nie widzieli buractwa, jakie czasem uprawiają ślubni fotografowie i kamerzyści w świątyniach, buractwa wynikającego z braku szacunku dla religii wyznawanej m.in. przez ich klientów i dla miejsc uznawanych przez nich za święte.

Nikt od fotografa pracującego w kościele (niekoniecznie przy ślubie) nie wymaga religijności, aktu chrztu i bierzmowania, ani kartki od spowiedzi. Wymaga się od nich jednak zachowania właściwego dla miejsca i szacunku dla tego, co się w tym miejscu odbywa.

Kto nie widział stukających obcasami fotografek z pępkiem na wierzchu czy fotografów walących lampą po oczach księdzu albo parze młodej w trakcie podniesienia, czy też odwracających uwagę w trakcie kazania, ten nie wyobraża sobie tego, jak źle można się zachowywać w kościele. Kto nie widział bałwanków – kamerunów w t-shirtach z kretyńskimi napisami stojących całe kazanie d… do księdza i skłaniających parę młodą do kretyńskich zachowań dla potrzeb sztuki kotleciarskiej – ten widział niewiele.

Ludzie pracujący w branży ślubnej sami zmuszają kościół do uczenia ich tego, co w kościele wolno, a czego nie.

Poza tym chyba lepiej znać pewne zasady i wiedzieć wcześniej do czego można się posunąć i to bez względu na świątynię, religię czy też specyfikę uroczystości. Podczas ślubu fotograf czy operator też jest gościem na terenie, na którym ceremoniał się odbywa i jak to gość – powinien dostosować się do w pewnych norm. A lepiej je znać przed – niż zawstydzać siebie i ludzi którzy mu płacą oraz ich rodzinę i przyjaciół.

Nigdy nie fotografowałem ślubu żydowskiego, nigdy nie fotografowałem indiańskiej ceremonii ślubnej czy obrzędu Świadków Jehowy. Chciałbym i to bardzo, bo jak wiadomo monokulturowość i monoreligijność naszego kraju sprawia, że pracując tutaj można się czasem cieszyć nawet z tak prostej odmiany, jak USC czy ślub w plenerze.

Ale gdyby zdarzyły mi się takie zlecenia, nie wyobrażam sobie, abym wcześniej nie przygotował się z tego, jak dany obrzęd wygląda i nie zorientował się przed zleceniem, co mi wolno. To taki sam element przygotowania do pracy jak rzucenie okiem na zdjęcia świątyni, w której po raz pierwszy przyjdzie pracować fotografowi ślubnemu na kolejnym zleceniu.

Kurialne kursy mają sens i nie bolą. Zaświadczenia o odbyciu tych kursów niektórzy kapłani po prostu sprawdzają. Niektórzy klienci wolą spytać o nie fotografa przed podpisaniem umowy – czasem dlatego, że uczulił ich na tę kwestię ksiądz. Ksiądz, czyli gospodarz miejsca i uroczystości. Ktoś, kto poniekąd wyznacza panujące w tym miejscu zasady i stoi na ich straży. I kogo po prostu wypada uszanować.

Zaświadczenia zwykle są odnawiane co trzy lub pięć lat bez konieczności ponownego przystępowania do kursu, który obecnie kosztuje od 100 do 200 zł. Taki wydatek przy obecnych cenach usług ślubnych nikogo nie powinien zaboleć. Tak jak odrobina wiedzy.