fbpx

Fotograf ślubny nie za miliony monet, czyli dlaczego nie ma gratisów w branży ślubnej, a wtorki nie są tańsze od sobót.

23 lipca, 2022
0 Comments
  • Robisz dobre zdjęcia, musisz mieć świetny aparat!
  • Pyszne to Twoje ciasto, musisz mieć świetny piekarnik:)

Lubię ten żart, pokazuje sposób myślenia wielu osób, które sądzą, że dobry sprzęt gwarantuje dobre rezultaty.
A fotograf ślubny musi mieć dobry sprzęt i zwykle ma w swojej torbie oraz na biurku równowartość niezłego, paroletniego auta. Ale to niestety nie wystarczy, aby klient mógł być spokojny o efekt jego pracy. Potrzebne jest też niemałe doświadczenie, mnóstwo nauki i pracy.

Oczywiście, że można zostać fotografem ślubnym wydając 5000 zł na używany sprzęt (bez backupu) i robiąc jedną udaną sesję (czasem na płatnych warsztatach, na których w ładnym miejscu są ładni, przebrani za parę młodą i upozowani przez organizatora warsztatów ludzie – w sam raz do portfolio na start).

Mnóstwo takich osób pojawia się w branży i pada ofiarami ekonomicznymi pandemii, czy innych zawirowań. Podobnie jak wiele firm ślubnych, które za nisko wyceniały swoje usługi. Bo to biznes o niskim progu wejścia i za dotację z urzędu pracy spokojnie można go zacząć. Ale nie utrzymać.

Ale to czasem zbyt mało, aby osiągnąć rzemieślniczą powtarzalność efektu. Bo fotografia ślubna to nie sztuka (poza wyjątkami), nie łatwy do zdobycia pieniądz, nie czas na szukanie weny. To rzemiosło, niełatwa czasem orka i praca wymagająca wszechstronności, pracowitości, dobrej organizacji i walki z wieloma zmiennymi.

Moim zdaniem klienci ślubni to ludzie, którzy postanowili komuś zaufać w zamian za obietnicę przewidywalnego efektu pracy. Ludzie, którzy wolą gwarancję jakości, doświadczenia i rutyny od nawijania w social mediach na uszy makaronu o tym, jak wyjątkowy, cudowny i wspaniały jest każdy fotografowany ślub. Bo to zwyczajnie niemożliwe, żeby każdy taki był. Dla osób biorących ślub – owszem. Ale dla kogoś, kto od lat pracuje na ślubach…?

Od gustu i budżetu klientów zależy to, na kogo zdecydują się wybierając salę ślubną, kapelę, didżeja, florystę, kamerzystę, czy wreszcie fotografa. Często ten budżet jest za niski w stosunku do oczekiwań i wówczas szuka się oszczędności, godząc się na kompromisy jakościowe.

Kompromis to niestety coś, co nikomu nie daje pełnej satysfakcji.

W branży ślubnej nie ma gratisów. Jeśli ktoś daje Wam dorożkę, drona, bukiet, sesję narzeczeńską, czy drugiego fotografa gratis, tak naprawdę obniża cenę całej swojej usługi. Czyli obniża wartość swojej pracy. I własną motywację do pracy.

Bo jeśli w cenie zdjęć jednego fotografa, ktoś inny oferuje Wam dwóch fotografujących, to zarabiają oni połowę stawki, czyli są gorzej wynagradzani. A jeśli kamerzysta dorzuca drona gratis, to przecież i tak poświęca opłacony przez Was czas na jego obsługę (albo kogoś do tego zatrudnia) i jest to w cenie, którą mu płacicie. Jeśli fotograf jedzie z Wami na darmową sesję narzeczeńską, de facto mniej bierze za całą usługę, albo w jej ramach ma do wykonania więcej, ale słabiej opłaconej pracy.

Wszystko to są marketingowe, pozorne oszczędności sprawiające wrażenie, że klient dostał więcej za normalną cenę. Tak naprawdę kupuje on po prostu tańszą usługę i gorzej opłacanego, czyli mniej zmotywowanego usługodawcę…

Czasem formą szukania pozornych oszczędności (czyli tańszych usług) są coraz popularniejsze śluby w dni tygodnia, które nie są sobotami. Ślub „w tygodniu” to naprawdę dobry pomysł, ale  niektórzy klienci zakładają, że wartość świadczonej im usługi spada w piątek, czy czwartek, a trzyma swój normalny poziom w sobotę.

A gdyby ktoś powiedział Wam, że dziś zarabiacie mniej, bo akurat mamy poniedziałek?

Oburzylibyście się, że Wasza praca jest warta tyle samo, co w środę. Tę patologię w postrzeganiu cen usług ślubnych zależnie od dni tygodnia, kreuje sama branża ślubna. Na własną zgubę. Mając pozajmowane soboty, stara się przyciągać upustami klientów na inne dni. Ale czy kelnerki w czwartek zarabiają mniej? Czy kompozycje florystyczne na czwartkowy ślub są z tańszych kwiatów?

Jak zatem zaoszczędzić na usługach ślubnych?

Niech nie kuszą Was gratisy. Sprawdźcie ich ceny, gdy gratisami nie są i negocjujcie gażę, rezygnując z tego, co pozornie miało być za darmo. Mówcie prosto z mostu jaki budżet możecie przeznaczyć, a być może usługodawca dostosuje do niego ofertę. Bo czasem ważniejsze od stawki za zlecenie jest to, że chcecie akurat jego. Czasem warto okroić zakres zlecenia, aby mieć usługodawcę, którego chcecie.

Może dostaniecie zdjęcia w postaci linku do ich pobrania, a dzięki temu fotograf nie przerzuci na Was 200 zł, które płaci za pendrive w ozdobnym pudełku? A może tak samo można zrobić z albumem? Może film dokumentujący wesele do godziny 22 będzie tańszy, niż ten realizowany do pierwszej w nocy z oczepinami na finał? Może nie potrzebujecie w sali ślubnej nad głowami napisów z Waszymi imionami, bo goście i tak je znają?

Państwo młodzi całkiem często decydują się na atrakcje, które atrakcjami nie są. W ferworze przygotowań zapominają czasem, że główną atrakcją są oni sami i możliwość spędzenia z nimi czasu, uczestniczenia w ich radości.

Więcej istotnych informacji znajdziecie TUTAJ w moim Poradniku Ślubnym.