fbpx

Angelbird SD Dual Card Read i karty Angelbird – bezpieczeństwo i szybkość

11 września, 2022
0 Comments

Nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do czytników kart. Miałem zwykle wbudowane w kompa, niegdyś w PC, potem w kolejne MacBooki i MacBooki Pro, dodatkowo miałem zwykle jakiś zewnętrzny czytnik hamy do kart innych typów niż SD. Kiedy przeszedłem na najnowszego Macbooka Pro bez czytnika, a jakiś czas wcześniej na pracę na dwa body wymuszoną przez bezlustra, okazało się, że trzeba pomyśleć o czymś bardziej funkcjonalnym niż czytnik w HUB-ie.

I tak trafiłem na Angelbird SD Dual Card Read z oferty sklepu f43.pl. Z firmą Angelbird miałem już do czynienia, bo z zadowoleniem używam ich kart Angelbird AV PRO MK2 V60 SDXC 128GB. 

Produkują to w Austrii! To w Europie: )
Czyli względnie tanio można dotrzeć do producenta i wylądować swoją frustrację. Ale Angelbird raczej jej nie wywoła.

Karty te pracują na UHS-II i jadą na stałych prędkościach odczytu 260 MB/s i zapisu 140 MB/s. Maksymalne prędkości (obie) są o 20 MB/s szybsze.  Do tego mają być odporne na wysokie i niskie temperatury, wstrząsy, mają mieć wsparcie producenta odzysku danych także przypadku uszkodzeń mechanicznych. Odporne na RTG, kurz, magnesy i plagi egipskie. Są w stanie pracować w temperaturze od -25 °C do 85 °C.

Piszę, że mają być, bo tego nie sprawdziłem i sprawdzać nie planuję. Po prostu miło mieć świadomość, że teoretycznie to, na czym pracuję, jest solidnie. I ma trzy lata gwarancji. Na razie sprawuje się bez zarzutu.

Co to znaczy bez zarzutu? Nie muli i nie wydłuża codziennej zdjęciowej pracy zarówno przy fotografowaniu jak i przy zrzucaniu plików RAW i czasem obszernych nagrań 4K z Canonów R i R6. Koledzy z bardziej wypaśnym sprzętem też nie narzekają po przejściu na Angelbird.

Podoba mi się nawet design tych kart, bo prostota, nadruk zamiast niszczących się naklejek i brak wrażenia kruchości, to są rzeczy miłe dla oka i świętego spokoju. Po paru miesiącach zero śladów użytkowania poza stykami.

Czytnik wydawał mi się drogi, ale godny zaufania. Gdy wyjąłem go z pudełka… Zrozumiałem.

No nie z pudełka, tylko z pudełek, bo Angelbird ma dziwną tendencję do marnowania papieru. Każdy element czytnika (kabel, sam czytnik, gadżety jak rzep do spinania kabli) jest spakowany w osobny kartonik. Z jednej strony logiczne, bo łatwiej pakuje im się różne zestawy składając je do większych pudełek z różnych elementów takich jak kabel itd. Z drugiej strony naprawdę da się pakować ekologiczniej i naprawdę nie przykleję sobie na drzwi nalepki Angelbird, bo mi ją producent dał w prezencie. 

No dobra, czytnik jest spakowany w cztery pudełka, z czego trzy są w jednym. Podobnie wcześniej Angelbird pakował karty, z pudełka wyjmowało się kolejne pudełko…

Ok, czytnik jest zajefajny. Masz w łapie solidność, dbałość o wykonanie i detale. Prosty metal zamknięty metalem skręcony śrubami. Elegancko, estetycznie, sensownie. Dla vlogerów zajmujących się fotografiOM ładny gadżet na biurko pasujący do gwiezdnej szarości ich maków i iphonów. No jest to po prostu proste i eleganckie. I solidne jak cholera. 

Jest to przede wszystkim przemyślane. Masz fizyczne włączniki blokady zapisu na kartach dla bezpieczeństwa danych. Dolna ścianka czytnika jest wpuszczona jest nieco w obudowę tak, aby można było go na przykład przykleić (przyklejka jest w zestawie podobnie jak mocowanie umożliwiające połączenie kilku czytników firmy, które oczywiście będą tworzyć spójną, estetyczną całość, do zestawu dodano także adapter na miniSD).

Bardzo przemyślane jest rozwiązanie wpięcia kabla USB-C/Thunderbolt w czytnik. Wtyczka wchodzi tak głęboko i tak ciężko, że nie ma opcji aby wtyk „pracował” w łączu, bo blokuje go obudowa. Zobaczcie jak głęboko kabel jest w czytniku:

To co wystaje z czytnika, to końcówka dwucentymetrowej wtyczki, która w całości jest wsadzona w czytnik. Czyli nie rusza w złączu, bo nie ma jak. Proste?

Ale nawet przy wkładaniu kart do czytnika nie ma się wrażenia jakichkolwiek luzów. Spasowane elementy i dokładność wykonania wymuszają uważne wkładanie kart. Wiem, że to subiektywne wrażenie. Innych nie mam.

Nie, nie testowałem prędkości zapisu odczytu kart i czytnika. Pewnie nawet nie umiałbym tego zrobić. Ale wierzę że producent i 300 ambitnych vlogerów zrobiło to już dawno. I gdyby coś było nie tak, hejt sięgnąłby Alp.

Kabel pozwala na przesył w tempie 20 Gb/s.

Istotny cytat z materiałów o czytniku:

Czytnik komunikuje się z urządzeniem macierzystym za pomocą portu USB-C lub interfejsu Thunderbolt 3. Angelbird wyposażył czytnik w złącze Solid Connect które chroni stabilność transferu danych i zabezpiecza kable przed uszkodzeniem.  (…)  konstrukcja Solid Stack zabezpiecza dane przed skokami energii oraz chroni urządzenie w trudnych warunkach atmosferycznych. Idealnie nadaje się do mobilnej pracy poprzez swoją wysoką energooszczędność (…)

Czytnik współpracuje z systemem Windows, Mac, iPadOS, Android lub Linux.  Komunikując się poprzez port USB-C pracuje w najnowszym standardzie 10 Gb/s USB 3.1 Gen 2 lub jeśli system go nie obsługuje, jest wstecznie kompatybilny z innymi standardami USB.

I jeszcze jeden cytat, ponętny dla profesjonalistów:

Angelbird oferuje bezpłatną profesjonalną usługę odzyskiwania danych we wszystkich swoich produktach. Angelbird zapewnia profesjonalny personel, który ocenia problem i bezpiecznie próbuje odzyskać dane w swoim laboratorium wraz z bezpłatną ekspresową wysyłką. Ta usługa obejmuje nośniki, na których wystąpiły fizyczne uszkodzenia i / lub problemy z oprogramowaniem, takie jak uszkodzenie danych lub plików. Ponadto Angelbird udziela klientom umowy o zachowaniu poufności, aby zapewnić ochronę prywatności i poufności ich treści.

Wsparcie dotyczy także produktów po upływie gwarancji!

Generalnie ja się z Angelbird czuję bezpieczniej : )
Mam uzasadnione wrażenie, że te produkty dają mi mniejsze pole do fakapów. Wierzę w deklaracje producenta. Mam też uzasadnione wrażenie, że chodzi mi to wszystko szybciej i sprawniej, I że zminimalizowałem ryzyko utraty zdjęć moich klientów. Czyli utraty dochodów.

Jeszcze jedno: Angelbird testuje karty na różnych modelach aparatów rozmaitych producentów i twierdzi, że sprzedaje karty dopasowane do poszczególnych marek. Może brzmi to jak niezły marketingowy chwyt, bo dlaczego karta do Nikona miałaby wysadzić w powietrze mojego Canona, którego i tak już zdeflorowałem niegdyś kartą Sony, ale jakoś wierzę, że oni to naprawdę testują i że są klienci, dla których ma to znaczenie.

Karty i czytniki Angelbird można kupić w wielu miejscach, ja polecam sklep f43.pl należący do firmy Foto-Technika, dystrybutora Angelbird. Można tam czasem trafić na fajne promocje, a także kupić karty w dwupakach po sympatycznych cenach.

Zdarzyło mi się już polecać te karty nawet filmowcom, którzy raczej potrzebują więcej. Wiem, że są zadowoleni.

Oczywiście, że ceny czytnika czy kart mogą się wydawać niezbyt niskie. Ale… Angelbird nie sprzedaje wolnych kart, solidność czytnika jest bezdyskusyjna, a pakowanie kart w aparatu za 12 czy 20 tysięcy złotych z obiektywami za 5-15 tysięcy złotych chińskiego plastiku za 50 zł to jednak trochę proszenie się o kłopoty.

Jakoś wierzę, że Angelbird nie lubi kłopotów i chce zostać marką na lata na rynku foto/wideo.

U mnie chyba właśnie taką zostaje.

 

Więcej testów sprzętu znajdziesz TUTAJ.